Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy przyniesiono już kwiaty z oranżeryi ministra P... — przerwała hrabina, odsuwając ręką źwierciadło, jakby go się lękała.
— Jeszcze nie...
— Jeszcze nie! — powtórzyła trochę nieukontentowana hrabina — prawdziwie! ci ludzie nigdy nic w czas nie robią!
Lizetka uśmiechnęła się nieznacznie zakrywając się szlafrokiem, który podawała swej pani, i pobiegła po śniadanie.
Hrabina poszła do źwierciadła, ziewnęła parę razy, spojrzała po pokoju i od niechcenia rzuciła się na sofę, przed którą stał ogromny stół mahoniowy, zastawiony różnego rodzaju zbytkownemi przedmiotami. Parę serwisów japońskiéj porcelany, kryształy, srebro, zadziwiającéj roboty alabastrowe urny i mnóstwo mniejszych rzeczy, leżało na nim bez ładu, obok widać było nierozpakowane jeszcze pudła na ziemi. Hrabina spojrzała na to wszystko, i uśmiech po pięknych jéj ustach przeleciał.
Weszła Lizetka, w jednym ręku trzyma tacę, z wrzącą czekolady filiżanką, w drugim maleńki bilecik.
— A toż co? — zawołała hrabina, pokazując na list.
— To od przyjaciółki pani.
— Przyjaciółki? — rzekła, podnosząc się nieco hrabina, trochę zmarszczona, jakgdyby chciała strofować swoję służącą. Piękne kobiety nie mają przyjaciółek, ale za to tylu przyjaciół...
Lizetkachciała żartować, a hrabina żartów nie lubi, bo się ich lęka.
— Od kogoż?
— Od hrabinéj Palmiry!
— Od Palmiry! — powtórzyła hrabina z niecierpliwością wyciągając rękę — podaj że go, dawaj!
I zaczęła czytać z wielkiém natężeniem umysłu, a list był zapisany na wszystkie cztery strony. Czasami wśród czytania, ruszała głową lub ramionami, czasem się uśmiechała dumnie, a Lizetka stała tylko i spoglądając po suficie, niecierpliwie czekała przeczytania listu, wreszcie nabrała odwagi i odezwała się z cicha:
— Czekolada ostygnie.
W kilka minut gorący napój i kilka biszkoptów zniknęły z tacy, lice hrabinéj zajaśniały żywszym rumieńcem... turkot pojazdu dał się słyszéć.
— Zobacz, zobacz, Lizetko, może to Palmira.
— Nie — odpowiedziała służąca spuszczając nazad zieloną firankę, którą była podjęła, żeby oknem zobaczyć — To pan hrabia wyjeżdża zapewne do miasta, lub do króla na ranne wstanie — (petit léver).
— Mniejsza o to, niech jedzie, będzie tam pewno pochlebiał