Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Książę? — I Szurska ręce nad głową załamała. Wysunęła się z łóżka i — zapomniawszy o dziewczynie, zaczęła biegać po kątach. I ona chciała ocalić to, co zbierała całe życie.
Nowy pan, nowy rząd, nowi ludzie — trzeba się było mieć na ostrożności.
Wypędziła swą służkę, zamknęła drzwi i w jednym tołubku, na koszulę narzuconym, wpadła na wschody do Zaborskich.
Tu drzwi stały otworem.
Zaborska lamentowała chodząc po pokojach. Obawiała się, aby wiadomość o tym, że książę u niej zachorował i z ich przyczyny, nie wywołała jakiej zemsty. Oprócz tego, wszystkie nadzieje, jakie pokładała na starym panu, były stracone.
Faustyna chciała natychmiast stąd do miasteczka się wynosić; matka, nie mogąc z sobą zabrać kosztownych ruchomości, które prawie cały jej majątek stanowiły, upierała się pozostać na zamku. Traciła głowę.
Z suchymi oczyma, ze ściśniętymi usty, ubrana jak najniepozorniej i prawie ubogo, ale tak, aby wyjść stąd mogła każdej chwili, Faustyna czekała tylko na matkę, przypominając jej, że później mogą być na srom narażone, bo je ktoś stąd wygnać może.
Zaborska spoglądała na swe szafki, komódki, kantorki i bogaty sprzęt, przy którego zabraniu właśnie się upierała, nie mogąc z nim się rozstać.
— Niech wszystko przepada, idźmy stąd jak stoimy! — powtarzało dziewczę. — Nie chcę nic, bogdajby w jednej koszuli, byle prędzej wyjść z tej niewoli.
Szurska, która już po drodze dowiedziała się, że Wolski zniknął z parą koni, dobiegła zdyszana na górę.
— Jezus Maria! — zawołała — co się to dzieje? Wiecie, że książę umarł!

312