Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Na bialskim zamku.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słuchał Damazy jak odrętwiały.
— Dziej się wola Boża! — odezwał się, gdy brat dokończył — ale czy już ja się jego ulęknę i pójdę precz, jak wy mi radzicie? Nie darmom dla Faustynki z Lunewilu uciekł i tu się przywlókł.
— Ano — odparł brat ironicznie — zrób, jakeś obmyślił. Zostań. Jutro już Wolski o tobie wiedzieć będzie i księciu zaraportuje. Około Faustynki mało tego, że matka na straży, ale sto oczów na nią patrzy... ByLeś się spróbował zbliżyć, doniosą; książę zazdrosny, słyszę, o nią; najmniejszego podejrzenia dosyć, aby się mścił. Znajdą łatwo za co się przyczepić, a i pozoru szukać nie będą. Gdy się raz w ich ręce dostaniesz, żadna siła ludzka cię z nich nie wydobędzie żywym. A i to wiedzieć ci potrzeba, że dosyć ci Butrymem się zwać, aby cię Wolski nienawidził. On też o łaski pańskie zazdrosny, a że książę dotąd względny dla mnie i chwali, Wolski by mnie w łyżce wody utopił. Ze mnie nienawiść ta łacno na ciebie spadnie.
Zadumał się Damazy.
— Już ty mnie strachami tymi nie odegnasz — rzekł. — Jestem tu nie widząc się z Faustynka; nie pójdę, choćbym miał głową nałożyć. Możesz mnie nie znać za brata; jam się gotów inaczej nazwać.
— Albo ludzie tu cię, począwszy od Chai, nie znają? — zawołał Marcjan.
— Są na wszystko sposoby — przerwał Damazy.
— Tylko na to nie ma sposobu, aby się do ich rąk dostawszy, z nich się wydobyć — rzekł smutnie podłowczy.
I zbliżywszy się do brata padł mu w objęcia.
— Damazku mój! — zawołał — dwóch nas na świecie jest; tyś mi drogi jak życie własne. Nie gub się dla głupiego dziewczęcia, które ciebie nie jest warte. Jedź, zapomnij, znajdziesz drugą; dla tej życia na kartę nie staw, na rany Zbawiciela!

19