Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 04.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wsi u siebie byłem — (musiałem skłamać) — a tu dom mam. Nie chciałem Wilna opuścić nie pokłoniwszy się panu memu.
To mówiąc do nóg mu się pochyliłem.
Uśmiechnął się dobrotliwie, lecz natychmiast, niby sobie coś przypomniawszy, trwożliwie się obejrzał, dał znak i pośpieszył do kościoła.
Wieczorem zawołano mnie do króla. Uważałem idąc nowych ludzi, Rusinów Drozda i kniazia Michała, około Aleksandra się uwijających.
Gdym przyszedł, a niewielu było, król obejrzawszy się znowu, z obawą mi szepnął:
— Słyszałeś?
Udałem, iż nie wiem o co pytał.
— Spiski na życie moje? kto... Litwini!!
Tu począł głową poruszać boleśnie.
— Miłościwy królu, nigdy ja temu nie uwierzę...
Gorąco począł i szybko dowodzić, iż się nie mylił, ale plątał się w mowie. Zamilkłem.
— Gdyby nie kniaź Michał — dodał pocichu — jużby po mnie było. Ten jeden mi wierny, na nim wszystko.
I podniósłszy dłoń ściśniętą do góry okazał mi jakby... Michał siłę miał, a potem obejrzawszy się wkoło ostrożnie, palec do ust przyłożył.
Rozprawiać z nim o tem nie było sposobu, alem się mógł przypatrywać co się działo, bo mało na mnie zważano. Umyślnie też chytrości zażyłem, wiedząc że tu Polacy wszyscy i z Polski przybywający byli w podejrzeniu, więc wdziałem suknie takim krojem jakim je na Litwie noszono, a wymowę miałem zawsze tutejszą.
Rozpatrując się około królewskiego otoczenia, łatwo mi było dostrzedz, iż na wsze strony sieci były porozpinane, straże tajemne postawiane tak, aby bez Glińskiego, Drozda i jego zauszników nikt do króla przystępu nie miał, szczególniej na osobności.
Aleksander jak zawsze powolnym był i dla spo-