Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedziałem mu, że nie wiem.
Rzucił się niespokojnie. Widocznie coś mu było, o czem mówić nie chciał i próżno go naciskałem. Powtarzał tylko, że powracać potrzeba.
Nazajutrz nie opuściło go to znudzenie i niecierpliwość, a pod wieczór urosły jeszcze. Znając go trochę domyślałem się, że to bez przyczyny nie było, alem też wiedział, że gdy powiedzieć czego nie chce, zmusić go niepodobna.
Radził mi w końcu, abym do licha sprawy zdał jakiemu juryście, a sam do Krakowa nawrócił.
Miiędzy innemi pobudkami do tego stawił i długie moje oddalenie od dworu.
Czułem coraz mocniej, że coś innego wprawiło go w tę tęsknotę za Krakowem, lecz z niczem mi się nie wygadał. Gdym nareszcie, Gajdysa pożegnawszy, siadł na koń i ruszyliśmy z Wilna, odżył mój Sliziak, ale mi zapowiedział, że ani nas, ani koni oszczędzać nie będzie.
W pół drogi w lepszy humor wpadłszy, po trosze mi się wygadywać zaczął.
— Ludzkie języki... nie ma nic gorszego na świecie nad nie. Nikogo one nie oszczędzą. Plotą koszałki opałki, a człek się darmo gryzie i frasuje.
— Cóż ci takiego spłatali w Wilnie? — zapytałem — że nagle tak się do Krakowa zachciało.
— A no nie pytaj — rzekł — pewny jestem, że to łgarstwo, ale...
Pokręcił głową, umilkł nagle i więcej z niego dobyć nic nie mogłem.
Uląkłem się o zdrowie, a nawet o życie matki, lecz o to mnie uspokoił, chociaż dał do zrozumienia, że plotki istotnie się jej tyczyły.
Trwogi mi napędził niemałej, ale musiałem już z nią do Krakowa prawie jechać, bo dopiero u wrót mi się przyznał, iż w Wilnie od dworzanina królewskiego słyszał, jakoby po mieście rozgadywano, że Włoch Kalli-