Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyznała matka zwierzyć mu nie mogłem. Nie przyznałem się nawet do widzenia z nią.
Powiedziałem mu tylko, że mi Kraków obrzydł, że chcę zmienić powietrze i ludzi, a gdzieindziej może szczęśliwszym będę niż tu, bo mi się jawnie niepowodziło.
Zadora się nie sprzeciwiał, żądał tylko, abym mu dawał znać o sobie.
W rozmowie z nim, gdyśmy rozbierali dokąd się mam udać, Zadora mi poradził Wielkopolskę, szczególniej dlatego, że ona królowi sprzyjała i on tam miał najwierniejszych sobie. Nie mogłem przewidzieć wówczas, nie znając tam nikogo, jak nieszczęśliwie a właśnie tam popadnę, gdziem nie był powinien.
Parę dni zajęło mi pożegnanie przyjaciół i łaskawych.
Poszedłem i do ks. Jana Kantego, który zawsze z jakiemś politowaniem nad losem moim przyjmował mnie, ale mi rad swych skąpił, jakby go coś od tego powstrzymywało.
Nie sprzeciwiał się temu, abym jechał szczęścia szukać na Wielkiej Polsce.
O jaką służbę starać się miałem, sam dobrze nie wiedziałem, gotów byłem przyjąć wszelką, jakaby mi się nastręczyła: dworską, żołnierską, a bogdajby kancelaryjną.
A tu dodać muszę, abym wytłumaczył, co mi się przygodziło, że Wielkopolska naówczas, chociaż pod jednym królem i prawem jednem, po staremu wielkorządców miała, i na zjazdach Krakowianie z Sandomierzanami, a Wielkopolanie osobno się trzymali. Ścisłych stosunków pomiędzy dwoma ziemiami nie było, owszem panowała jakaś zazdrość i wzajemna niechęć.
Dlatego, co się działo w Wielkopolsce małośmy wiedzieli.
Poczuwała się Wielkopolska do tego, że dawniej przedniejszą część królestwa tego stanowiła, że jej