Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale opuścić kraj, zamknąć się gdzieś w nieznanym klasztorze, wśród obcych ludzi, było to zstąpić do grobu. Stałem ze spuszczonemi oczyma zadumany.
Nawojowa chodziła po wielkiej komnacie, poruszona, pomrukując wyrazami niezrozumiałemi, stawała naprzeciw mnie, wpatrywała się i zakrywała sobie oczy.
W ostatku wyciągnęła rękę ku mnie i grzmiącym zawołała głosem:
— Precz!
Pochwyciłem rękę tę, którą zbliżyła ku mnie i wyrywającą się, łzami oblewając, całowałem.
Krzyk się wyrwał z jej ust, targnęła silniej, wychwyciła mi ją i w chwili gdym wychodził, padła na poły omdlała na krzesło.
Krzyk jej posłyszawszy sługi, wchodziły właśnie, gdy ja drzwi za sobą zamknąwszy, uciekałem z tego domu, w gorączce jakiejś i jakby nieprzytomny.
Nie myśląc nawet dokąd się skieruję, samym zwyczajem i nałogiem skierowałem się do mojego mieszkania, padłem tu na łóżko, i rozmyślając a dręcząc się ległem na nie.
Miałem to postanowienie, by, jeżeli nie z kraju ustąpić na zawsze, to przynajmniej z Krakowa się wynieść i nigdy tu nie powracać. Uznała się matką moją, winienem jej był to, abym życia nie zatruwał. Szerokie kraje nasze dawały mi możność przeniesienia się i skrycia w odległej ziemi jakiej, na Rusi, na Mazowszu, w Wielkiej Polsce, na Litwie wreszcie.
Ale uchodząc z Krakowa musiałem się wyrzec tego, co mi było najdroższem, nadziei, aby król kiedy znowu do łaski mnie swojej przypuścił.
Musiałem się skazać na wiekuiste sieroctwo.
Niepewnym jeszcze, co mam czynić, ale już szukającym służby jakiejkolwiek w oddalonym gdzieś kącie, Zadora mnie powracający znalazł.
Nie miałem ja tajemnic dla niego, ale tego, co mi