Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziny — alem do kłamu wszelkiego wstręt miał zawsze, a moje sieroctwo nosiłem z jakąś głupią nadzieją, że z niego wyjdę kiedyś choćby cudem. Czyniąc się zaś innym niż byłem, przybierając nazwisko obce, zdało mi się, żem sobie zapierał drogę do spodziewanego zawsze pozyskania nazwiska i rodziny.
Utrapieniu temu wielkiemu sieroctwem mojem, które mi dolegało wielce, starałem się ulgę uczynić tem, żem myśl natrętną o niem odpychał i postanowił najmocniej zdać los mój na łaskę Bożą. Powiedziawszy więc sobie:
— Stań się wola Twoja — czem innem się zaprzątałem.
Ponieważ starostę Pieniążka, urząd jego do Krakowa przywiązywał, i on się ztąd oddalał rzadko, więc i ja przy nim będąc, nie opuszczałem miasta.
Tymczasem król ciągle najwięcej wojną pruską i układami z zakonem był zaprzątnięty i albo w obozie siedział, albo na zjazdach i traktatach bawił, lub wolniejszym czasem na Litwie się łowami zabawiał, i w Krakowie go mało co widać było.
Miasto też przez czas jakiś spokojnem było, i po pożarze się odbudowywało szybko. Gdzie mury pozostały, tam je polepiono i pokryto niebawem, a drewniane dworki jak grzyby rosły.
Lata ubiegały. W r. 1464 we wtorek po Wielkiej nocy, trzeciego kwietnia, po tym pokoju miasto znowu zakłócone zostało niespodzianą na żydów napaścią.
Zaciągi czyniono naówczas na wojnę krzyżową przeciwko poganom. Jaki to tam lud się pod te chorągwie ściągał, gdy w domu co było lepszego, król zabierał do Prus, łatwo pojąć. Ludzie szli tacy, których nikt nie chciał, łotrzyki a zbójcy czyhający na łupież tylko.
Tej gawiedzi pijanej a niesfornej, kupa po drodze wtargnęła do miasta dla spoczynku. Nie mogli rajcy, tym, krzyże noszącym żołnierzom Chrystusowym,