Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 02.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odmówić dachu. Wkrótce jednak przyszło pożałować, że ich wpuszczono, bo lepiej się było u wrót wykupić, a do miasta ich nie wpuszczać.
Stanąwszy tu, gdy się z miejskiemi konfratrami zwąchali a dowiedzieli, iż żydów w Krakowie było dosyć, o których powiadano, że mieli wielkie bogactwa, zuchwała ta gromada postanowiła napaść ich i złupić, sądząc, że jej to ujdzie płazem.
Z pomocą więc ulicznej gawiedzi, wieczorem, cała tłuszcza krzyżowa runęła na synagogę i na żydowskie domy.
Napad był tak niespodziewany, że w początkach nikt się im nie opierał; ubito ze trzydziestu, domów kilka splądrowano, a przestraszone żydowstwo, którego mieszczanie bronić nie chcieli dlatego, że ono nie miasta, ale zamkowego sądu i rządu słuchało i im podlegało, schroniło się do domu Jana Tęczyńskiego, kasztelana krakowskiego, który nieopodal się znalazł.
A że stara waśń między mieszczany a Tęczyńskiemi zawsze była pamiętną, dano im tu przytułek. Tymczasem i starosta z pachołkami swemi, choć siła ich przeciwko krzyżowcom nie stawała, wystąpił.
Noc nadeszła i wszystko się zdawało uspokojone, chociaż żydzi nie dowierzając na dziedzińcach się i po szopach rozłożyli.
I mieli słuszność, iż nie zaufali uspokojeniu, bo nazajutrz rano gromada dom Tęczyńskich obległa i szturmować zaczęła.
Obudzili się dopiero panowie rajcy, bo łupieztwu, gdyby początek uczyniono, poszłoby i po innych. Nadbiegła czeladź biskupia, starościńska, ludzie podskarbiego p. Jakóba z Dębna, rozpędzono napastników, a żydów strwożonych myśmy na zamek dla bezpieczeństwa zaprowadzili.
Winę tego rozruchu i grabieży włożono na miasto, nie bez przyczyny, gdyż w pierwszej chwili ży-