Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cił Zadora — abyś o swoim losie, o tem co się z tobą stało, milczał. Król przykazał, rozumiesz.
— Gęby nie otworzę — rzekłem — choć, Bóg świadek, nie wiem i nie rozumiem, za co mnie biednego sierotę kto prześladować może. Com ja komu winien? co szkodzę, że po świecie chodzę?
Takeśmy popasając rozmawiali, niebardzo śpiesząc się z dalszą jazdą, bo Zadora i Maryanek może nietyle, ale ja byłem złamany i zbolały tak, żem sam nie wiedział, jak dłużej na koniu wysiedzę. Gdym się z tem odezwał, rzekł Zadora.
— Trzymaj się choć zębami kulbaki, a my tu nocować w pobliżu gór i Nawojowa nie możemy. Kto wie, co się gotuje? Jeżeli tam im, tym zbójom, tak bardzo o to chodzi, aby ciebie trzymali pod kluczem, mogą nas nagonić. Tu oni tak jak w domu, wioski i gospody do nich należą; krzykną, to im ludzie w pomoc przyjdą, a nam nikt. Nas dwóch, pachołków czterech, to sześć głów i sześć kordów, a twojego ja nie liczę, bo tobie się wprzódy odgryźć trzeba, nim zaczniesz wojować.
Ledwie tych słów domawiał, gdy koło gospody zatętniało. Maryanek wyleciał jak kamień z procy. Zadora się pochylił do okna i począł liczyć, ilu nadciągnęło, mnie się serce rozkołysało. Z izby słyszeliśmy tylko, jak Maryanek czeladzi się kazał do kupy ściągnąć.
— Cztery konie — odezwał się Zadora — jeżeli ich niema więcej, a nie nadciągnie, nie obawiam się.
Wpadł do izby z oczyma zaiskrzonemi Maryan. — Wielu? — Czterech. — No to niema co się płoszyć.
Ledwie skończył mówić, gdy na progu zobaczyłem Sliziaka. Głowę wsunąwszy przez pół otwarte drzwi oczyma po izbie szukał, pewno mnie. Jam w ciemnym kącie siedział za Zadorą i widać mnie nie było. Uderzyłem go łokciem i szepnąłem.
— Ten co mnie porwał!!
Zadora Maryankowi dał znak głową i zrozumieli