Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze, to być nie może! Król jest moim opiekunem! Ja jestem sługą jego.
— A! król! król! — chmurno począł ksiądz — ten bezbożnik, ten sługa Baala, ten świętokradzca, co duchownym chce rozkazywać i kościoły ograbia... król! Wkrótce on nad nikim i żadnego prawa mieć nie będzie, pójdzie boso z postronkiem na szyi całować stopy tych biskupów, którym swoją wolę tyrańską narzuca.
Z wielką namiętnością i gniewem wyrzeczone słowa te usta mi zamknęły, rozlałem się we łzy i niemęzko płakać zacząłem.
Ksiądz patrzył na mnie z obojętnością tych ludzi, co przywykli patrzeć na cierpienia, już się nawet nie litują nad niemi.
Chwila tak upłynęła. Rzuciłem się całować go po rękach, które mi wyrywał, i począłem błagać go, aby się wstawił za mną, by z niewoli tej ratował.
— To nie w mocy mej — odparł. — Skazał cię Bóg na los ten, znoś go cierpliwie, obróć cierpienie na zbawienie.
Potem widząc, żem się utulić nie mógł, modlitwę odmawiać zaczął, rozkazując mi ją powtarzać za sobą.
Gdy się ta skończyła, znowum powrócił do błagania go. Dał mi mówić długo.
— Wolnym chcesz być? — odparł — a wiesz, że ty czybyś nim zostawszy nie był potem zakałą i przyczyną wstydu i sromu a nieszczęścia dla tych, którym życie winieneś? Mówisz, że rodziców swych chcesz znać, bo ich nie znając miłujesz, a wiesz ty, czy ta miłość nie byłaby dla nich potępieniem i nieszczęściem. Jeżeli miłujesz ich, toś się zrzec powinien i ani myśleć szukać ich na świecie. Masz ojca w niebiesiech.
Gdym na to milczał, ksiądz powoli mówić zaczął.
— Jeżeli kiedy wolnym być możesz, to nie inaczej, aż na krzyżu, przyjmując ciało i krew Pańską