Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szła do pokoju pana Onufrego, tym razem zajętego szczotkami do włosów i trefieniem a układaniem resztek zarostu, na trochę wyłysiałej głowie.
Porzucił natychmiast szczotki i zbliżył się uśmiechając do panny Barbary...
— Czy już co jest? — spytał.
— Przynoszę wprawdzie jakąś odpowiedź, — ale bezwstydną — odezwała się panna Drobisz. Im się widać zdaje że mogą państwa obedrzeć. Nie chcą ani słyszeć inaczej tylko tysiąc dwieście rubli i to, jak lodu, na stół.
Mina którą zrobił pan Onufry, świadczyła o znaczeniu tej sumy dla niego.
Tysiąc dwieście rubli ze tą budę! i to jeszcze za dożywocie! — zawołał. To nie ma sensu!
Prychając zaczął się przechadzać po pokoju, i powtarzał cicho:
— Tysiąc dwieście! tysiąc dwieście!
Wiesz co? — odparł zwracając się do panny Barbary śledzącej go oczyma. Ja, jabym im dał choćby i tyle, razbym się pozbył; ale zkąd dziś wziąć tyle pieniędzy... Idalka oddawna potrzebuje tysiąca dukatów, ja mam długi i konieczne wydatki, a rządca nie umie z niczego dobyć grosza.
— E! bo pan tego rządcę trzyma! ruszając ramionami, szepnęła panna Drobisz. Ani z pierza ani z mięsa, nie ma z niego nic!..
— A innego szukać, gdy temu się tam coś należy i zaraz się upomni — rzekł Onufry. Ja takich czasów jak teraźniejsze nie pamiętam. Bywało ciężko, ale przecież grosz czasem się widziało, a teraz...
Strzepnął pięknemi rękami — potem posmutniawszy