Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bezmyślnie poprobował furtki, a gdy ta się otwarła, trochę zawahawszy się wydobył na pole.
O kroków kilkanaście widać było chałupę z nędznem jej ogrodzeniem, z ogródkiem na pół spustoszałym, ze drzwiami na przestrzał otworzonemi. Ścieżka, wiodąca do niej była zarosła pokrzywami i ledwieznaczna. Stary dworek stał jakby pusty, żywej duszy około niego, kilka kur tylko podlatywało przy płocie, usiłując się na pole wydostać, ale widok człowieka spłoszył je. Uczuły się winne i przestraszone z krzykiem pierzchnęły.
Zamiński stanął, mało co odszedłszy od furtki, w niepewności co dalej z sobą pocznie, patrzał na dworek długo, spoglądał dokoła, szukał kogoś oczyma, i po długim namyśle dopiero zwolna się posuwać zaczął ku chacie. Szedł tak niby spacerując, choć cel przechadzki był wcale nieponętny. Płot, który z tej strony niby ogradzał sadek, ledwie się trzymał, ale wnijścia ztąd nie było. Musiał więc przechadzający się z migreną iść dalej wzdłuż płotu, zawsze dla przechadzki niby, zwolna, tak sobie. Obejrzał się parę razy niespokojnie, a że nikogo nie było, szybkim już krokiem, okrążając ogródek, dostał się do furtki z drugiej jego strony... Stała ona otworem, i tu także nie było nikogo. Okno jedno przysłonięte było jakąś firanką, drugie zamknięte okiennicą. Kilka wróbli poskakiwało po ziemi świergocąc. Pan Zamiński stał czas jakiś, niby się spodziewając doczekać kogoś, potem ostrożnie wkroczył i posunął się ku samym drzwiom chaty.
Choć szedł krokiem cichym, posłyszeć go ktoś musiał, otworzyły się drzwi, ukazała głowa ze związanemi bezładnie bujnemi włosami, ciche — Ah! dało się słyszeć. Pan Zamiński ze zdjętym kapeluszem stał przed panną Anielą, osłupiałą z podziwienia, zarumienioną ze wstydu. Dzie-