Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Hołota 01.pdf/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W Żabiem pewnie, ale nie we dworze u Manczyńskich — z powagą doskonale oświadomionego odezwał się Wicuś. — Wiem, o kim pan mówi. Toć to przecie jest córka tego starego sługi podkomorzynej, Zarzeckiego, o którym powiadałem. We dworze się ona nigdy ani na oczy nie pokazuje, bo między ojcem jej a Manczyńskiemi, od tego czasu jak go męczyli i do kozy sadzali, wszystko się zerwało.
Tak! tak! panna Aniela! W domu ją nazywają Lucią. Słyszeliśmy i u nas, że ona po miastach grywała i ludzie się dziwowali, tak pono sprytnie gra. A co jej z tego przyszło? Grosza tem zarobić nie mogła, musiała do domu powrócić, aby matce chorej służyć i bieliznę prać, bo tam często i baby za co nająć nie mają, nie ma komu i onuczki wycisnąć
Mówiąc, patrzał w oczy hrabiemu pilno Wicuś, bo gdy się niestary mężczyzna o młodą pannę dopytuje, zawsze w tem jest coś podejrzanego. Hrabia palił cygaro, dym puszczając mocno i udając nieporuszonego, obojętnego, był jednak widocznie pomięszany.
Rozmowa, jak nożem uciął, zerwała się na tem. Hrabia pytaniem o Lucię zdradziwszy się, szukać się zdawał w myśli środka, aby zatrzeć wrażenie, jakie uczynił i wykłamać się zręcznie, co mu nie przychodziło łatwo.
— Proszony byłem przez jedną panią, abym się o tę osobę dowiedział — dodał zimno.
— Tak, tak, proszę jaśnie pana, nie może to być inna, tylko Lucia Zarzecka — powiedział karczmarz. — Co się to z tej pięknej panny zrobiło! Strach! Chodzi teraz odziana prawie jak prosta dziewka i zamęcza się około starej matki. Nieboszczka podkomorzyna oddawała ją na naukę do klasztoru, gdzie i grać i śpiewać nauczyły ją mniszki. Myśleli że suknię oblecze, ale nie zechciała. Miała z tej muzyki kawałek chleba zarobić, ale — Boże odpuść — wiado-