Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawie wtargnął przed oblicze poważnego kapłana.
— Oskarżono mnie pono przed j. król. m., żem ja zmyślił wieść o przekupstwie. Jawna rzecz, że król rad temu wierzy. Tak jest! Powtarzałem tę plotkę, bo ona chodzi po obozie z ust do ust. Wina jej spadnie na mnie. Nasz pan nie może znieść mnie, z przyczyny żony: ja to wiem. Wszelako nie myślę ustępować i będę mój obowiązek pełnił.
Leszczyński słuchał tego wyznania gorączkowego z politowaniem niemal.
— Panie podkanclerzy — rzekł sucho — nie potrzebujecie się tłómaczyć przede mną. Mnie obce są te wszystkie dworskie intrygi. Sługa Boży nie zna dróg waszych.
Radziejowski drżał cały.
— Król więc postanowił szlachtę do ostateczności rozjątrzyć: ciągnie pod Krzemieniec.
— Wierząc w to, że go wierna szlachta, choćby dla czci swej nie opuści — rzekł kanclerz.
Rozśmiał się podkanclerzy.
— Byłaby może to uczyniła zaraz nazajutrz po bitwie; ale dziś, — zapóźno. Król się powinien z nią porozumieć i ułożyć.
Leszczyński bystro mówiącemu w oczy spojrzał; brewiarz rozłożony na stoliczku ujął w rę-