Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/183

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Szlachta posyłała swoich niespokojna, aby dostać języka: potwierdzało się, że król szedł z wojskiem dalej na Krzemieniec; któż wie w jakim kierunku potem i dokąd?
    — Myśli nas na rzeź prowadzić? — wołała szlachta — ale i myśmy nie głupi! Chce obrońców wolności wygubić, aby samą wolność zatracić... Niedoczekanie jego!
    Do domów!
    Wśród tej wrzawy Radziejowski, który wiedział, że królowi doniesiono o tem, co roznosił, nie pokazał się nawet Janowi Kazimierzowi. Siedział w swoim namiocie, mrucząc, namyślając się, zwołując do siebie Dębickiego i całą czeredę krzykaczy.
    — Nie chcą mnie, jako rozjemcy... — wołał rozjątrzony — nie pozostaje mi tylko stać w rzędzie nieprzyjaciół.
    Mój urząd mi daje prawo być przy królu, precz odegnać mnie nie może. Stanę mu kością w gardle; na każdym kroku mnie znajdzie przy sobie.
    Nad wieczór niewytrzymawszy, kilka razy się porwał Radziejowski iść i cofał; naostatek do namiotu kanclerzego Leszczyńskiego pobiegł, dowiedziawszy się, że biskup na pacierze się tu schronił.
    Nie dawszy się kapelanowi odprawić, gwałtem