Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prawił, aby się naocznie przekonał o zdrowiu królowej, a przywiózł pewną wiadomość.
Wszystko to Marya Ludwika zbywała milczeniem, nie bardzo nawet słuchając pilno, i raz jeszcze wtrąciła:
— Dziś ma powrócić do Warszawy.
Dyzma nie zrozumiał pytania i dopiero po namyśle potwierdził, że podkanclerzyna musiała nadjechać, bo ją napotkał na drodze.
Znowu więc o wojsko, obóz, o hetmanów, o nadciągające pułki, o usposobienie między szlachtą badać poczęła. Dyzma się musiał dziwić pamięci i doskonałej wiadomości wszystkiego, co się działo w obozie. Widocznem było, iż królowej ze strony donoszono o tem, bo niektóre plotki nacechowane były niechęcią dla króla i nieufnością. Strzębosz go ciągle bronił, a czynił to z wielką gorącością i nie szczędząc dowodów, iż fałsze dochodziły do stolicy.
Królowa, na to nie odpowiadając, wejrzeniem tylko go przeszywała.
Trwało tak długo to wypytywanie, iż w końcu Maryi Ludwice znać dano o wieczerzy, a Dyzma na ostatek odszedł uwolniony, ale mu się nazajutrz stawić kazano.
Ledwie z tych spytków wyswobodzony, wpadł w ręce dworzan, którzy na niego w antykamerze czatowali — i pociągnęli z sobą.