Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z ich pytań jeszcze się dowodniej mógł przekonać, jakie tu rozsiewano plotki. Zagadywano go o jakieś niespodziane króla z podkanclerzyną najście przez męża i wynikłe z tego srogie z Radziejowskim zatargi.
— Ależ to są haniebne baśnie! — krzyknął oburzony Strzębosz — ja przy królu jestem ciągle! Nigdy nic niepodobnego się nie wydarzyło. Królowi ani ona, ani żadna inna teraz w głowie, ma o czem myśleć i nie dosypia nocy, tak pracuje, a tu mu obmową niegodziwą za to płacą!
Gdybym pochwycił łotra, co tu przynosi takie podłe plotki, język bym mu obrzezał!
Śmiano się z tego oburzenia.
— Darmo się nie zmagaj — wołali komornicy królowej — u nas tu powszechnie wiadomo, że podkanclerzyna dla króla z Krasnegostawu pojechała dalej, że męża odprawiano, a ona wieczory spędzała z panem.
Wściekły rzucał się Strzębosz.
— Kłamstwo podłe, niegodziwe, nikczemne! Król ani jednego razu się do podkanclerzyny nie zbliżył, nie mówił z nią. Mąż ją wlókł za sobą.
Nie chciano Dyzmie wierzyć.
— Tu ją dobre przyjęcie czeka w Warszawie — szeptali dworacy — bo począwszy od królowej,