Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam nie zasypiał, nie był tak nieznużonym, tak surowym; ale, co to pomoże!
Dyzma nie dokończył.
— Tak — ożywiając się, mimowoli zawołała podkanclerzyna — co to pomoże, gdy pod nim dołki kopać będą!
I zadumała się ponuro.
— Zabawisz wmość długo w Warszawie? — zapytała.
— Nie wiem, bo główna rzecz, jak mnie królowa przyjmie i odprawić zechce.
— Nie zapomnijże zajść do mnie, bo odpowiedź dać muszę — szepnęła podkanclerzyna — a do Warszawy, czy nas wyprzedzisz?
Strzębosz zapytał:
— Jeżeliby było potrzeba, łatwobym o jakie pół dnia mógł pośpieszyć.
Potrząsnęła głową Radziejowska.
Nie pytała już więcej, a gdy list króla wzięła w ręce, Strzębosz zrozumiał, że mu się należało oddalić.
Skłonił się więc i odszedł, a z rozkazu podkanclerzyny jej marszałek wziął go zaraz naprzeciw do izby dla ugoszczenia.
Reszta podróży bardzo zeszła wesoło, bo Strzębosz, dla zmęczonych koni, nie mógł pośpieszyć; towarzyszył więc dworowi podkanclerzyny i miał się dobrze. Ona sama kilka razy jeszcze powo-