Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ływała go do siebie, rozpytując o różne drobnostki i od niego się dowiedziała, że od przejęcia listu swego podkanclerzy do Warszawy przez królewskie kresy nie pisywał, ale z Kryłowa bojarów sprowadził, którzy się mieniali na posyłki. Strzębosz przynajmniej wiedział o dwu czy trzech takich wyprawionych z obozu, pewno nie bez listów i doniesień do Warszawy.
Dawało to jej do myślenia; nie mogła bowiem wątpić, że przeciwko niej mąż knować musiał.
Strzębosz z ostatniego popasu, już nie mogąc powstrzymać młodzieńczej swej niecierpliwości, pożegnał podkanclerzynę i puścił się przodem do Warszawy.
Serce mu biło, zapomniał o wszystkiem prawie, co za sobą pozostawił. Zdawało mu się, że przed nim, skrzydłami wiosennego motyla niesiona ulatywała figlarnie uśmiechnięta twarzyczka Bianki. Młodość jest samolubną: o wszystkich cudzych zapominał frasunkach — on, on miał być na chwilę szczęśliwym. Sprawy króla, podkanclerzyny, wojna, nic go już nie obchodziło. Wstydził się sam siebie, ale prąd go jakiś potężny unosił — oprzeć mu się nie umiał. Koń już ledwie starczył pośpiechowi, z jakim biegł, a biegł aby stanąć na miejscu, a gdy wieżyca P. Maryi i mury kościołów, a zamku, ukazały się w oddali,