odznaczał się Kazimirski niczem, oprócz zuchwalstwa.
Proszka, drugi rotmistrz od rajtarów, mówcą nie był, ale nie lepszym przez to. Szeptał cicho, trącał łokciem, podżegał na ucho, a napozór milczący i zasępiony grał rolę bierną. Niekiedy tylko, gdy go, co mocno ubodło, wybuchał w sposób gwałtowny i grubijański. Chudy, słuszny, Proszka, nieustannie się poruszał, coś około siebie poprawiał, rękami chwytał, co napadł, i zdradzał tem niepokój wewnętrzny.
Była to podpałka doskonała.
Przy tych dwu stałych gościach podkanclerzego skupiały się szumowiny z całego komputu i z nowo-zaciężnych regimentów, z wyjątkiem tylko piechoty cudzoziemskiej, którą, że dosyć postponowano, więc się osobno trzymała na uboczu.
Odznaczali się w codziennem kółku podkanclerzego: jeszcze Snarski, rotmistrz Zamoyskiego, Bąkowski z oddziału chorążego Koniecpolskiego i Morawiec z pułków Lubomirskich. O innych, których liczbę każdy dzień zwiększał, trudno się rozpisywać. Mało co się od siebie różnili.
Snarski był w polu i bitwie zajadłym na oko i słynął z rozpaczliwego męztwa, szalonego, ale, rzecz szczególna, krzyczał czasu bitwy najgłośniej, drugich pędzał, sam zawsze obronną ręką
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.