Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lękając, się ażeby słów jego nie doniesiono zbyt wcześnie królowi. Miał się kim wyręczyć.
W rajtaryi swej między rotmistrzami liczył dwu, doskonałych gardłaczy: Kazimirskiego i Proszkę, z innych zaś pułków, co było takich retorów wojskowych i warchołów znanych, tu się gromadziło.
O Kazimirskich powiedzieć było można: rodem kury czubate, bo oni wszyscy, ilu ich znano, na zjazdach, sejmach i sejmikach stawali zawsze przeciw majestatowi, a za złotą wolnością. Pan Jan, który rotmejstrował u podkanclerzego, miał tę łatwą swadę odziedziczoną po ojcu i dziadku, która za serca chwyta wielkiemi i jaskrawemi wyrazami, głos donośny, gestykulacyą żywą — i był znanym ze swej nienawiści wszystkiego, co się ponad równość szlachecką podnieść chciało.
Od tych wysiłków retorycznych przy winie, które pić musiał, aby w gardle nie zasychało, twarz miał zawsze czerwoną, niekiedy prawie siną, zresztą przystojną i olbrzymim wąsem, aż za ucho sięgającym, przyozdobioną. Temperament i nawyknienie Kazimirskiego czyniły go zawsze i wszędzie opponentem. Poczynał nigdy inaczej, jak od zaprzeczenia — Nie!
Umysł jego szukał zaraz w każdej rzeczy czegoś podejrzanego; jeżeli namacać nie mógł, to ostrzegał, że coś tkwi i później się okaże. Zresztą nie