Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój Xięzki — odezwał się — jak się wam zdaje, czy Rzeczypospolitej służyć inaczej nie można poczciwie, tylko w karacenie i szyszaku?
— N. Panie — zawołał Xięzki — i owszem, sądzę, że nawet w siermiędze.
— No, a w dworskiej barwie? — zamruczał król, spoglądając wkoło i oczyma szukając Strzębosza.
— Kto się do czego urodził, miłościwy panie i króln — rzekł Xięzki — w. królewska mość mi przebaczysz — ale ja przenoszę rycerza nad pajuka.
— A z pajukow i dworzan przecie rosną pisarze i kanclerze — dodał król.
— Tylko, że na stu przepadłych, jeden się ledwie uda! — zakończył Xięzki.
Dał król znak, aby się do niego przybliżył.
— Pożycz mi wmość siostrzeńca — szepnął — mam potrzebę wielką zaufanego posłańca...
Xięzki się pokłonił. Król rozkazuje — rzekł — a my z ochotą słuchamy. Boję się tylko, N. Panie, aby pojechawszy tam nie ugrzązł, bo pokusy są, a on młody.
— I ja nawet jedną znam, ładna dziewczyna — dodał Jan Kazimierz wesoło — ale nie ma niebezpieczeństwa, choćby tam ugrzązł, bo posag będzie miała znaczny, a ja też w pomoc przyjdę.
W ten sposób, zaledwie rozpoznawszy swą