Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Strzębosz — gdyż pan zagniewany na niego mocno.
— Prawdę rzekłszy, jest za co, choć się to w żywości trafiło, a marszałkowi zdało się, iż jemu to ujdzie... Czem p. Żytkiewicz czy Żydkiewicz przy Lubomirskim.
— Bądź wmość zdrów — rozśmiał się Xięzki — nie wiem jak stare jest szlachectwo p. Instygatora i czy się od żyda czy żyta wywodzi, ale o tem wie cała Rzeczpospolita, że gdyby nie sól, Lubomirscy by też nie wiele więcej znaczyli od Żydkiewiczów. Z soli oni urośli.
— A oto sól im teraz biedy tej narobiła — rozśmiał się Jaskulski.
— Przesolili — rzekł Xięzki.
Wszyscy się śmiać poczęli, choć nie było w tem wiele dowcipu, ale znano Xięzkiego z jego żartobliwości; więc ci nawet, co nie słyszeli konceptu, jak tylko usta otworzył, na kredyt się już uśmiechali.
— Ja się o Lubomirskich nie boję — zawołał któryś ze szlachty nad stołem. — Mają za sobą królową, albo ją mieć będą, pomogą im Radziwiłłowie i duchowieństwo; a nasz pan, daj mu Boże panowanie, mściwym do zbytku nie jest.
— Mówią jednak, że napaść na łysinę p. Instygatora król porównał do Piekarskiego krymi-