Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Moja Bertoni — rzekł — jeżeliś już raz się tam dostać umiała, a koronki ci otwierają drzwi, jak tylko będzie można dowiedz mi się znowu i przynieś mi wiadomość.
Włoszka głową dała znak, że gotowa jest to uczynić.
— Dobrze, królu mój — odezwała się — ale niechże ja mam co za mój trud, a nie potrzebuję więcej tylko, żebyś mi nie przysyłał tego młokosa swojego dworzanina, bo mi dziecko bałamuci, a ja mu jej nie dam.
Uśmiechnął się król.
— Chłopak uczciwy, przystojny i ja go lubię; co ty masz przeciwko niemu?
— Najpierw, że goły, jak turecki święty — zawołała podraźniona Bertoni — powtóre, że ani domu, ani łomu, nazwisko licho wie jakie, a ja córki nie wydam tylko za senatora.
Król szczerze się śmiać począł.
— Aby tak była z nim szczęśliwą, jak podkanclerzyna z tym gburem!
To rzekłszy i nie przedłużając już rozmowy, wyszedł, a Włoszka miała tę zgryzotę, że Strzębosz ją wyprowadzał aż na dół po wschodach, i choć milczała, rozmową zabawiał.
Przygotowania do podróży były powszechnem zawieszeniem broni. Radziejowski, który na wyprawę tę wiele dla siebie rachował, wybierał