Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w drogę z wielkim dworem i taborem, a że żona jechała z nim, szły więc najpiękniejsze kolebki, kuchnie, srebra, namioty tureckie, kobierce adziamskie, wszystkie Kazanowskich splendory, na których, niestety, herby tkane nie dozwalały podkanclerzemu ukazywać ich za swoje. Miała wszakże służba nakaz surowy: opony, kobierce i wszystek sprzęt z herbami tak stawić i pokrywać, aby owych godeł nie było widać.
Ponieważ wojewodowie i wojskowi naczelnicy każdej ziemi sami osobiście mieli prowadzić pospolite ruszenia, więc przed samym króla wyjazdem do Lublina, około niego, oprócz pieczętarzów mało kto pozostał. Radziejowski, choć miał rajtaryą do stawienia, zlecił ją pułkownikowi, sam się nie ruszając od dworu i królowej.
Zależało mu na tem bardzo wiele, aby sobie Maryą Ludwikę pozyskać. Chociaż król i królowa teraz wielce byli przykładnem małżeństwem, a Jan Kazimierz pod wpływem wojennego ducha płochości się pozbył na teraz, Radziejowski jednak wiedział, że królowa męża znała i wielkiego affektu dla niego, ani zaufania w nim mieć nie mogła. Na to rachował.
W rozmowach wychwalał on przed nią króla, lecz w sposób zdradziecki, przypinając mu zawsze