Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/105

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    mentu — z francuzami my będziemy musieli się w domu rozprawić, bo to jak perz albo pokrzywa się u nas rozrosło, a z niemi, co poprzychodziło... pludry, pudła te z włosów na głowie, z których nie wiedzieć czy się śmiać, czy od tych straszydeł uciekać, i...
    — Daj — bo pokój — przerwał Xięzki — tej liczbie francuzkich rzeczy, bo dojdziesz do tego, o czem strach nawet wspomnieć.
    — No, a tabaka? tabaka? — odezwał się Rzewuski — smrodliwe ziele, albo to nie francuzka też rzecz?
    — Tego spełna nie wiem — rozśmiał się Xięzki — ale wiem, co o niej Morsztyn napisał.
    I począł deklamować:

    Smrodliwe ziele, o ziele śmiertelne,
    Które w krainy morzami oddzielne
    Życzliwe skryło od nas przyrodzenie,
    Kto cię na rodu naszego stracenie,
    Kto cię na brzeg nasz przywiózł łodzią krzywą,
    I świat zaraził trucizną smrodliwą?
    Niedosyć było, że i wojny krwawe,
    Blade choroby, głody niełaskawe,
    I sama starość i straszne trucizny
    Króciły nam wiek, bez tego nie żyzny;
    Żeś i ty naszym latom, brzydkie ziele,
    Musiało kresu uszczerbić tak wiele!