Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyczyną! — zawołała. Ja go znać nie chcę... noga jego nie postanie u mnie.
Jeden z dworzan króla zbyt głośno krzyczącą Bertoni pociągnął za rękaw i przestrzegł — ciszej...
Zmieszało ją to tak, że płakać zaczęła, co się rzadko trafiało, chyba do ostateczności była rozjątrzoną.
Król spojrzał na nią.
— E! — zawołał kwaśno — deszcz pada... burza ciągnie... trzeba uciekać. Słyszysz Bertoni! czasu niemam — czego ty chcesz ode mnie?
Włoszka wpadła w większe jeszcze rozdrażnienie.
— Jakto, czego ja chcę? — poczęła — ale W. Kr. Mość przyrzekałeś mi opiekę dla mnie i dziecka... wszyscy przecie wiedzą, że do niej mam prawo, a i Bianka nie mniejsze. Cóż potem: drzwi dla mnie zamknięte... król mnie znać nie chce.
Jan Kazimierz zwykle, gdy do podobnych scen przychodziło, salwował się ucieczką; więc, choć by był może perukę odmienił, pozostał z tą, którą miał na głowie i skierował się ku drzwiom, lekka Włoszka mu od nich zaskoczyła.
— N. Panie — zawołała — nie godzi się tak mnie pozbywać!
— Czegoż chcesz?
Właściwie Bertoni w kilku wyrazach życzeń