Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiła szybko koszyczek z pamarańczami przed królem i poczęła mu winszować po włosku.
Śmiejąc się, król życzenia przyjmował. Bertoni skarżyła się, że do króla teraz przystęp był tak trudny dla niej, gdy ona też mogła się na coś przydać... ostrzedz i posłużyć. Nie wytrzymała potem, aby nie wyrzucić niewdzięczności — zaniedbania, niepamięci na jej dziecko.
Nawykła do bardzo swobodnego obchodzenia się Bertoni coraz żywiej i głośniej wyrażać się zaczęła.
— Królowa Jejmość, jak kogo lubi i proteguje, to mu się z tem dobrze dzieje — wołała, coraz bliżej następując na króla a z W. Król. Mości nawet najwierniejsze sługi nic nie mają. Com się to ja spodziewała dla Bianki! Langéron poszła za kasztelana, królowa ją sama mu odwiozła! hę?
Śmiał się król.
— Cóż ty chcesz? abym ja ci dla córki senatorów swatał — i za drużbę służył? Oszalałaś czy co! — Mówisz, że do mnie przystępu niéma... ale to teraz Sejm; mam co innego na głowie. Pilno ci z czem: przez Strzębosza możesz nakazać do mnie.
Porwała się strasznie rozsierdzona Bertoni.
— Ten to nicpoń wszystkiego złego dla mnie