Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamku w wielkie czyny i wielką wiktoryą niezupełnie wierzono.
Musiał więc powtórzyć to, co już na swe uszy od partyzantów i obrońców kanclerza i króla słyszał (co później sam Ossoliński na sejmie głosił), że zwycięstwo pod Zborowem odniesione daleko było większem i chlubniejszem, niż sławiona owa Chocimska Wiktorya za Zygmunta III.
Wszyscy mu się w oczy rozśmieli. Zarumienił się i zamilkł....
Chciano owe mężne potykanie się pod Zborowem podnieść do wysokości, na której utrzymać się nie mogło, a przesadą umniejszono je tylko.
Kury piały, gdy Dyzma w końcu padł na łóżko, i usnął tak dobrze, iż się dopiero nazajutrz około południa obudził.
Nie wiodło mu się widocznie, bo zaspał najlepszą godzinę, gdy swoję ukochaną mógł albo w kościele lub z kościoła powracającą napotkać. Musiał więc innego szukać sposobu wtargnięcia do domu Bertoniowej.
Wymuskawszy się trochę, nad wieczór dopiero skierował się na Stare Miasto. Zdało mu się, iż śmiało nadużyć może królewskiego imienia, gdyż Jan Kazimierz w sprawach miłostek dworzan swoich był wielce pobłażającym i, wytargawszy za uszy... przebaczał.
Wprost więc i śmiało wszedł do domu, w któ-