Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaledwie zsiadł na podwórzu, nie mając się czasu ogarnąć, Strzębosz odebrał rozkaz od panny Langéron, która go oknem pierwsza zobaczyła i poznała, aby, jak stał, do królowej pośpieszył.
Musiał więc być posłusznym...
Oczekiwała na niego już pani i, listy odebrawszy, poszła do okna natychmiast, aby na nie rzucić okiem.
Strzębosz zdala spostrzegł, jak się jej brwi ściągały, usta ścisnęły, jak ręce drżały, gdy przewracała zapisane szerokim króla charakterem kartki. Ścisnęła je potem żywo i podeszła do posłańca.
Dyzma źle bardzo mówił po francuzku i po kilku słowach dostał grzeczną odprawę...
Zaledwie był za progiem, gdy go dworzanie obiegli... i nie dając tchnąć, poprowadzili do izdebki, w której chciał się przebrać i spocząć.
Okazało się to niepodobieństwem. Z własnej ciekawości i wysłani przez królową osaczyli go tak przyjaciele, znajomi, towarzysze, że o spoczynku ani mógł myśleć. Nakarmiono go i napojono, ale za to zarzucono pytań tysiącem...
Dyzma sławił pana i wynosił wszystkich, co mu towarzyszyli, nie zapominając o sobie, lecz poczuł w zadawanych mu pytaniach, postrzegł w uśmieszkach dwuznacznych, że i tu już na