Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siebie za słabość i nieopatrzność, rad był co prędzej się ztąd wyrwać.
Odetchnął dopiero swobodniej, gdy znowu się znalazł w kolebce, a posłuszny swej naturze, płochy krok tem zamknął, że się pobożnie przeżegnał i w piersi uderzył.
Pochodnie zapalić miano dopiero na przedmieściu, gdy się na drogę ku Nieporętowi wybiorą.
Nie przewidywał wcale Kazimierz, jakiego kłopotu sobie miał przyczynić, zbaczając do Bertoni. Starosta Butler, który wiedział, że w towarzystwie jednego woźnicy, Strzębosza i dwu pacholików miał król po nocy wracać do Nieporętu, niespokojnym był o niego. Czas ów elekcyjny napełnił okolice, przedmieścia, miasto, napiłą szlachtą, ciurami i zaciężnymi żołnierzami różnych dworów, którzy się niemal codzień napaści różnych i burd dopuszczali.
Lękając się o króla, nagotował się Butler na drodze w kilkanaście koni mu towarzyszyć. Tymczasem zmierzchło, noc nadeszła, a króla jak nie było, tak nie było. Butler, zniecierpliwiony, zaczął się domyślać, że może król inną pojechał ulicą, chociaż to wcale nie było prawdopodobnem i powysyłał ludzi na zwiady.
Kolebka nadciągnęła, gdy ta eskorta była roz-