Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

proszona. Zapalono pochodnie i Kazimierz ze swoją małą służbą puścił się dalej.
Dopiero dobrze za przedmieściami Butler, jakimś instynktem, napędził jadących.
Król poznał głos jego, wychylił się i za całe tłómaczenie opóźnienia rzucił mu:
— Na zamku mnie wstrzymano.
Byłby temu uwierzył starosta może, gdyby na twarzy Dyzmy przy świetle pochodni nie dojrzał szyderskiego śmiechu.
— Gdzieżeście wy byli? — zapytał Butler pochylając się Strzębosza.
Ten palec położył na ustach.
Staroście aż ciarki poszły po plecach, uląkł się. Znał króla i mógł go posądzić o najdziwaczniejszy wybryk. W innej chwili nie miałby on znaczenia, ale teraz... gdy na przyszłego pana wszystkie oczy były zwrócone!
Od Strzębosza dowiedzieć się próżno było próbować; musiał więc jechać tak do Nieporętu, a tu przybywszy, król zaraz się uklął modlić, poczem do łóżka poszedł.
Nie było zbrodnią wielką płoche to wyswobodzenie się znudzonego kandydata do korony, ale złośliwe języki mogły z tego coś skleić i zaledwie przejednaną królową zniechęcić.
Nazajutrz, wstawszy w najokropniejszym humorze, król, po mszy świętej odprawionej przez