Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszaj sobie ze swem szlachectwem, gdzie chcesz; złakomi się może na nie inna mieszczka, moje dziecko zawysoko.
Strzębosz słuchał zukosa, patrząc na rozjątrzoną jejmość; nie odpowiedział nic.
— No, masz odprawę — rzekł król — wiesz czego się spodziewać: pamiętajże, abym ja więcej tych skarg na ciebie nie słuchał, bo — będę musiał ze służby cię odprawić.
Wszystko to razem na młodzieńcu bardzo małe zdawało się czynić wrażenie; posądzić go było można, iż się pod wąsem uśmiechał.
Pokłonił się potem w milczeniu królowi, trochę szydersko; zniżył głowę przed jejmością i wyszedł, ale jakby tryumfował.
Strzębosz ten, którego Bertoni tak sobie lekceważyła, od powrotu Jana Kazimierza nanowo do dworzan jego zaliczony, był wszystkich, nie wyjmując króla, ulubieńcem. Chłopak ubogi, syn wdowy, kędyś z Krakowskiego, dziecię znanego z męztwa żołnierza, który w regimencie Biskupa Krakowskiego do śmierci służył, wychował się w Krakowie, potem wszedł w czasie, gdy Władysław IV, nowe zaciągi rozpoczął, do pułków cudzoziemskich, a z nich na dwór Kazimierza.
Na swoje lata miał on już dosyć doświadczenia, a na wpół sierota, zmuszony zawczasu sam sobie rady dawać i matce pomagać jeszcze, bardzo