Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwie, śmiało i zręcznie walczył z losem. Piękna powierzchowność, czemś bardzo szlachetnem się odznaczająca, uprzedzała o nim dobrze, a wrażenie to nie zawodziło. Umiał sobie pozyskać miłość tych wszystkich, do których go wypadki zbliżały; ani nazbyt zuchwały ani zbyt trwożliwy, co jeszcze bywa szkodliwszem, Dyzma miał wielką przytomność umysłu i odwagę, niczego się nie zląkł, a ludzie mu nie imponowali. Na dworze, co bardzo rzadka, łaska pańska nie robiła mu nieprzyjaciół, bo jej nigdy nie użył przeciw nikomu; kochali go towarzysze, którym pomagał chętnie; a że pilnym był i wiodło mu się w spełnianiu rozkazów, król się nim bardzo chętnie posługiwał. Gdziekolwiek trudniejsze jakie przychodziło do rozwiązania zadanie, powoływał Strzębosza, który się nie wymawiał.
Gdy Dyzma się cofnął do przedpokoju, wszyscy towarzysze przywitali go tam wesołym śmiechem. Dla wielu z nich owe amory jego były rzeczą nową, mało kto się ich domyślał; mało też kto i Biankę widywał, bo ją matka szczególniej przed oczyma dworskiej młodzieży ukrywała. Zaczęto i prześladować i winszować. Strzębosz w milczeniu wąsika pokręcał, stojąc zadumany.
Wtem Bertoni też zamaszysto wybiegła z pokoju króla, drzwi zatrzasnęła za sobą i ani pa-