Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szawy z ciałem nieboszczyka wdowę, więcej się do niej nie zbliżali.
Do spraw ogólnych kraju, jak dawniej, tak teraz, marszałek wcale się mieszać nie miał ochoty.
Słuchał opowiadań, poziewał, czasem ramionami poruszał, ale żywego udziału nie brał w niczem.
Jan Kazimierz zaraz po powrocie z Włoch zbliżył się do Kazanowskiego, który go z poszanowaniem, ale dosyć obojętnie przyjmował. Wielbiciel płci białej, ex-kardynał nie mógł pani marszałkowej Kazanowskiej widzieć i pozostać obojętnym, tak samo, jak piękna Elżusia wcale nie pięknego królewicza nie mogła puścić, nie postarawszy się, aby na nim wywarła toż samo wrażenie, jakie czyniła na innych.
Nie było nic łatwiejszego, nad obałamucenie Jana Kazimierza, który miał słabość do wszystkich kobiet wogóle i w każdej z nich umiał jakiś szczególny wdzięk upatrzyć.
Królewicz został zachwycony... Płomyczek ten, zrazu maleńki, piękna Elżusia która na stronie wyśmiewała Jana Kazimierza, starała się rozdmuchać i utrzymać tak dobrze, iż Król Szwedzki liczył się teraz do najgorętszych jej wielbicieli i mógł nawet gorącością uczuć walczyć z panem Starostą Łomżyńskim Radziejowskim, który zdaw-