Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągle czegoś, coby w nim sztucznie gasnące życie rozbudzić mogło.
Nigdzie więc może w Warszawie więcej ruchu, muzyki, śpiewu i tańca, niż tu, nie było. Cudzoziemcy szczególniej tłumami napływali i nie mogli się odchwalić pańskiego, a pełnego czarów przyjęcia. W pierwszych czasach po przybyciu Maryi Ludwiki do kraju, położenie jej smutne, zniechęcenie króla przedwczesne, zbliżyły panią marszałkową do królowej, której ona sama i przez męża starała się być pomocną. Stosunek ten jednak z królową, zamiast się stać coraz ściślejszym, z czasem odmienił zupełnie.
Spotwarzona na wstępie do Polski, królowa, musiała być surową dla siebie, dworu i tego, co z nim było w jakimkolwiek związku; Kazanowska dla Maryi Ludwiki, surowej i poważnej, była za płochą. Chłód pewien; potem coraz mniej częste zetknięcia, których unikano, doprowadziły do tego, że między marszałkową a królową tylko urzędowe, zimne, przymusowe pozostały stosunki.
Marszałkowi było to może na rękę, bo choć mu żal było królowej, nie potrzebował tłómaczyć się już z przyjaźni jej dla swej żony.
Od zgonu Władysława, Kazanowski zamknięty w domu zobojętniały, równie, jak żona, raz tylko urzędownie powitawszy powracającą do War-