Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skąpszego pod słońcem człowieka nad Karola ani mniej stworzonego na panującego. Lubi samotność mniszą, zamyka się od ludzi, kto myśl tę mógł mu poddać?
Spojrzał na królową, która lekko poruszyła ramionami.
— Zdaje mi się, że ją sam powziął — odezwała się — bo wszyscy zpoczątku utrzymywali, że wasza królewska mość nie będziesz pożądał tej korony.
— A! ja jej też wcale żądny nie jestem — odparł król — ale odziedziczona szwedzka zmusza mnie do szukania dla niej jakiejś podpory, siły; którąbym mógł może użyć dla upomnienia się o prawa moje.
Nie odpowiedziała nic królowa, ale wzrok jej musiał zapewne być wyrazistym, bo Jan Kazimierz dodał, odpowiadając na to wejrzenie.
— Ja sam niewiele mam nadziei odzyskania tronu szwedzkiego — prawda, lecz niemniej obowiązkiem moim jest starać się o to. Mnie to jedno stawia pomiędzy kandydatami.
Nie dokończył Jan Kazimierz i przerwał, wstydząc się może dyssymulacyi.
— Cierniowa to korona — rzekł — ale zawsze korona, a z najstraszniejszej konflagracyi, przy pomocy Bożej może najpomyślniejszy wyrosnąć skutek. Wojna daje dyktaturę.