Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ralnie, miejsce pierwsze, usiadła sama, ale spojrzeniem powstrzymała ks. de Fleury, który na prostem krześle bez poręczy przysiadł w pewnem oddaleniu. Obejrzenie się niespokojne Jana Kazimierza miało bardzo jasne znaczenie, że rad był pozbyć się świadka tego i pozostać sam na sam z królową, ale właśnie temu chciała zapobiedz Marya Ludwika.
Nie poskutkował więc wzrok ów i król, usta zaciąwszy, ręce zacisnąwszy, w których rękawiczki trzymał, cicho mówić zaczął:
— Chciałem się dowiedzieć o zdrowie waszej królewskiej mości; ja sam jestem tak skołatany, czuję się tak niedobrze! Stan kraju prawdziwie rozpaczliwy. Pośpieszają z elekcyą, ale, mojem zdaniem jeszcze ona zapóźno przychodzi, gdy Kozactwo tymczasem niszczy, a sejmu ono i panów słuchać nie zechce. Chłopstwu zbuntowanemu jeden majestat królewski może powagą swą być groźnym.
Westchnął król, a po chwili dodał, oglądając się:
— Stanowczo — jam temu wierzyć nie chciał, brat mój Karol stara się o koronę.
Królowa potwierdziła głowy ruchem.
— Ale to dawno wiadomo — szepnęła.
— Z wielu względów wydawało mi się to prawie niemożliwem — żywiej począł król. — Niéma