Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamilkł nagle, i po krótkim przestanku zniżonym głosem ciągnął dalej.
— Przyszedłem — rady i pociechy szukać u w. król. mości.
Marya Ludwika smutnie potrząsnęła głową, spuściła oczy.
— A! N. Panie — rzekła sucho i zimno — biedna wdowa, cała jeszcze zbolała, przerażona, nietylko nikomu, ale samej sobie radzić nie umiem, w. król. mość jesteś pobożnym i masz ufność w Opatrzności. Ona go pewno nie opuści.
Z wielką gorącością przerwał Jan Kazimierz:
— Cała też nadzieja moja w pośrednictwie N. Maryi Panny, której cudowny obraz w Czerwieńsku wlewa w moję duszę pociechę. Uczyniłem też ślub do Częstochowy. Tak — dodał z gorącością wielką i szczerą — w czasach, jak nasze, gdy rozum nie starczy, na opiekę Bożą, na pomoc świętych patronów zdać się potrzeba.
— Szczęśliwy, kto sobie powiedzieć może — przerwała królowa sucho — że na nią zasłużyć potrafił.
Nastąpiło milczenie jakieś przykre, a Jan Kazimierz ze właściwą sobie płochością zwrócił rozmowę.
— Mówią, że Karol więcej miliona już między ludzi puścił, ośmset zbrojnych dał rzeczypospo-