Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc i ja tu zostanę — odparł obojętnie po namyśle.
Zdaje się, że to zimne męztwo i ufność w swe siły dodała wojsku też odwagi. Inni też przyczynili się do powstrzymania uciekających Chodkiewicza ludzi.
Biskup przemyślski Pstrokoński, który mimo stanu i dostojeństwa swojego, na koniu z innymi stał przy królu, pierwszy się rzucił naprzeciw spłoszonych. Chorążemu wyrwał z rąk proporzec i goniącemu za nim siostrzeńcowi swemu Albertowi Starzyńskiemu go oddał.
— Nie tędy droga polskiej chorągwi — krzyknął — ty ją nieś na nieprzyjaciela.
Starzyński pomknął natychmiast, a za nim i zawstydzeni pierzchający wracać poczęli. Chodkiewicz też sam osobą swą czynny, resztę pułków tak rozgrzał, iż elierów i Radziwiłłowskich odparł silnie. Zmieniło się natychmiast całe pole bitwy, które już zdawało przez rokoszanów zdobyte.
W pośrodku Jakób Potocki rzucił się na Zebrzydowskiego i tu najzajadlejszy bój krwawy się zawiązał, którego tylko chwilami, gdy tumany pyłu wiatr odniósł, coś było można dojrzeć. Było to jakby jedno olbrzymie cielsko potwory, wijące się wałem, kłębiące i rozpadające na sztuki, zrastające znowu i miotające konwulsyjnemi rzuty.
Węgierska piechota zaciężna Herburta, którą