Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i stosowali się do smaku królowej szczególniej, bo ta się nie taiła z odrazą ku wszystkiemu co polskie, i jej winien był syn Jan Kaźmierz swą nietajoną niechęć dla szlachty, z której się tu jawn e naśmiewać we zwyczaju było.
Włoch trefniś dworski Rialto, który łatwo przejmował i potem naśladował miny, chód, mowę krzykliwą, ruchy szlachty, tem sobie największe łaski pozyskał. Nie oszczędzał on nikogo i poczynając od chodaczkowych biedaków, tak dobrze przedrzeźniał Ostrogskich i Radziwiłłów jak innych.
Bajbuzie na pierwsze wejrzenie się tu podobać nie mogło, w oczach dworaków czytał ich niechęć ku polakom, teraz jeszcze rokoszem podburzoną i nieznającą granic. Królowa chodziła gniewna, król posępny.
Gwałtowność jednak wystąpień przeciwko Zygmuntowi takich jak Radziwiłła, bardzo wielu zwróciła z drogi rokoszu do króla.
Rotmistrz tego dnia widział się z hetmanem i odebrał od niego rozkazy, które jednak pozostały tajemnicą aż prawie do samej chwili wyjazdu z Warszawy.
Z panów senatorów naówczas niektórzy widząc, że na starcie i walkę się zanosi, słysząc, że pod Lublinem siła już rokoszan było, a pod Sandomierz większej jeszcze się liczby spodziewano, wahali się, czy mieli towarzyszyć królowi