Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O. Bernard, spotykamy i sławne ks. Piotra Skargi. Miał król dla niego i dla osoby i dla znakomitego wymowy daru szacunek największy, lecz O. Skarga nigdy wpływu szczególnego nie wywierał na króla, ani się starał o to.
Wiadomo, że zapytywany o łaski jakie u króla sobie wyrobił, przyznawał się do tego, że staremu woźnicy, który go przez lat trzydzieści powoził, kawałek chleba łaskawego wyprosił.
Tak było w istocie, na kazalnicy wszechmogący Skarga się nie mięszał do spraw powszednich; posyłał go czasem król, jak do rokoszan do Stężycy, ale z małym skutkiem. Do takich robót, w których więcej przebiegłości było potrzeba i wyzyskiwania słabości ludzkich niż daru otwartego przekonywania, miał król innych w zakonie ludzi.
Na zamku, pomimo iż się wybierano na wojnę, Bajbuza wcale nie postrzegł przemagającej rycerskiej ludności, a ta, która się ukazywała, była jakby w gościnie.
Uderzyło go to nieprzyjemnie też, o czem słyszał dawniej, że z pogardą obyczaju domowego, wszystko, szczególniej na dworze królowej, cudzoziemsko, niemiecko wyglądało i butnie nosiło tę swą cechę obcą, niby wyższość jakąś nadającą.
Łatwo się domyśleć, że ci, co się przypodobać chcieli, strój przejmowali, język nałamywali,