Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wojnę domową. Wymawiano się to zdrowiem, to nieprzygotowaniem.
Dostąpił tego zaszczytu nasz rotmistrz, iż ze swymi kopijnikami, razem ze strażą przyboczną króla, z nim miał ciągnąć.
Dziwnem to się jemu, Szczypiorowi i ludziom zdawać musiało, bo dotąd nigdy tak blizko króla się nie znajdowali, a znaleźli się otoczonymi ludźmi, którzy na nich niemal jak na rokoszan spoglądali nieufnie.
Chwila wyjazdu była uroczystą.
Czuł król i ci, co z nim szli, że krok, jaki uczynić mieli, ciągnął za sobą nieobrachowane następstwa. Było to wystąpienie przeciwko narodowi. Pozwany przed sąd, król odpowiadał biorąc za oręż w obronie dostojeństwa swojego.
Tłumaczyło go to, iż znaczna część narodu przy nim stając, zmuszała go niejako do objęcia dowództwa.
Spokojny ten pan, pierwszy raz we zbroi i hełmie mający dosiądz konia, płacząca z gniewu i obawy królowa, żegnające go dzieci, duchowni, dwór, który pozostawiał, składały się na obraz przejmujący i smutny. Wśród otaczających, którzy królowi to warzyli jak Żółkiewski i sędziwy Hieronym Gostomski wojewoda poznański, nie widać było ożywienia, zapału, ale smutek jakiś i zadumę.
Nie wątpił Żółkiewski, że rozprószy tych,