Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zrazu się Radziwiłł wymawiał od laski, młodością składając, lecz widać było, iż ją przyjmie z ochotą i wdzięcznością, kilka tylko dni na ceremonialnych targach upłynęło.
Ponieważ trybunał najwyższy zasiadał w Lublinie, Zebrzydowski powagą deputatów jego chcąc rokosz wesprzeć, zawezwał ich, aby w nim udział wzięli; lecz tu opór napotkał. Odpowiedzieli mu, iż obowiązkom sędziów zadość uczynić muszą, a dwom bogom naraz służyć nie mogą. Koło zaś trybunału rozwiązać nie ma prawa.
Ponieważ zaraz w początkach nalegać poczęto na Zebrzydowskiego, a Bajbuza do tego szlachtę popychał, aby owe wielkie a straszne tajemnice, które zanadrą nosił, chciał naostatek objawić, choć naciskany mocno, zbył ni tem ni owem, nie powiedziawszy nic. Zostały więc arcana w zawieszeniu, ale szlachta już niedowierzająco się o nich i szydersko odzywać zaczynała.
Dały się nawet w kole słyszeć głosy.
— Kto i jakiem prawem nas tu zwołał? po co? Z tego co słyszymy, celu nie widzimy jasno.
Na to marszałek Radziwiłł przez Zebrzydowskiego nauczony odparł, że sejm został zamknięty siłą, aby szlachcie usta zawrzeć, więc choć tu ona swe grawamina wypowiedzieć może.
Radziwiłł jako młody i nieopatrzny, idąc torem Zebrzydowskiego, a chcąc się dalej niż on