Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dali się na siebie i mowy się stawały umiarkowańszemi.
Nie cisnęła się też tak bardzo szlachta do stołów i namiotów księcia, choć ją tam marszałek dworu jego zapraszał i ściągał. Sam Zebrzydowski szanując pozornie i okazując życzliwym, ostrożność zalecał, a w poufalszem kole otwarcie głosił, że mu wiary nie dawał.
Około księcia ruś się gromadziła, wschodniego obrządku ludzie, oprócz tego dyssydentów tłumy się zbiegły swoją tu sprawę popierać, i wszyscy przewódzcy ich się stawili.
Oni też tu najczynniej się krzątali, przeciwko królowi i nieprzyjaciołom swym głównym Jezuitom w niebogłosy wykrzykując.
Już zjazd był bardzo licznym i obrady rozpoczęte, gdy naostatek oczekiwany hetman Żółkiewski nadjechał. Ale poprzedziła go tu wiadomość, iż od króla wprzódy wezwany, do Warszawy jeździł, z nim się widział i jakoby więcej ku niemu już się miał skłaniać.
Tymczasem Zebrzydowski sam nie występując na wodza i kierownika, zręcznie na marszałka koła zalecać począł księcia Janusza Radziwiłła, znając pychę jego i możność, bo w razie potrzeby książe głosił, iż bodaj dziesięć tysięcy albo i więcej przeciwko regalistom gotów był swoim kosztem postawić.