Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

izm karcili. O. Bernard stał z Bobolą pod pręgierzem.
Gdy w innych kołach, o Esthonię, o stosunki w Prusiech i Inflantach głównie naciskano, tu osobistości wychodziły na plac, ulubienicy króla: Wolski z alchemią swą, niemiecka służba, zausznicy, aż do czeladzi. Malowano króla jako sybarytę jakiegoś, który zamknięty rozkoszował się z faworytami swymi pustemi zabawki, nieprzystojącemi dostojeństwu panującego.
Ktoś z boku rozpoczął czytanie mszy świętej przerobionej dla króla, aby go podać z jezuitami w ohydę i pośmiewisko.
Tu i owdzie głośno brzmiało absolutum dominium, a wyrazu tego dosyć było, aby roznamiętnić najchłodniejszych.
Bajbuza niedługo tu postawszy, dopytał wreście do wojewody Zebrzydowskiego, ale ten był zamknięty jeszcze i nikogo nie dopuszczano do niego.
W tłumach opowiadano, że panowie senatorowie przybywali z Warszawy wysłani dla rokowania z Zebrzydowskim. Pocieszyło to nieco rotmistrza, bo mniej rokoszowo się zapowiadało.
Odprawiony z niczem u wojewody, zniechęcony nieco, poszedł Bajbuza do Żółkiewskiego, ale i ten na naradzie gdzieś się znajdował i mówić z nim nie było można.