Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wrzawa nie dawała dobrze zrozumieć o co chodziło, bo zarazem kilka punktów roztrząsano namiętnie.
Skryptor był w rozpaczy. Zaledwie rozpoczął punkt nowy, gdy mu niecierpliwy palec szlachecki zmazywał i plamił akt ledwie zagajony.
Grawamina, których w Proszowicach było punktów dwadzieścia kilka, a w Korczynie pono czterdzieści, w Stężycy dochodziły do pół seciny i nie widać im było końca.
Nalegano szczególniej na to, ażeby król wszystkich cudzoziemców precz ode dworu usunął, z arcyksiążętami się nie ważył ani obcować, ani listować, najemnego żołnierza oddalił, a rozdawnictwo i szafunek urzędów i starostw nie od faworów, ale od zasług uczynił zależnem. Kto zaś o tych zasługach sądzić miał, nie było jasno.
Wnosili inni, aby dla dozoru nad królem JM. zawsze trzech senatorów u boku jego z obowiązku przemieszkiwało. Nieufność była jawną. Podejrzenie, iż koronę chciano rakuszanom sprzedać, wyrażało się bardzo szorstko i dobitnie.
Bajbuza stał i słuchał tych plączących się z sobą grawaminów coraz nowych, które skryptor zapisywał i mazał, rozpaczliwie palce sobie potem ze stawów wyciągając, gdy ktoś go w bok potrącił.
Tuż stał przy nim Smolik ze swą skromną