Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kowskiej donosząc jak spał, co mówił, jak się czuł chory, dodawał teraz.
— Już mi się tak widziało, jakby życia rotmistrzowi miało się odechcieć, ale widzę, że znowu żywiej się porusza, i ma nadzieję wprędce siły odzyskać.
O ranach niema co i mówić; zdrowe ciało, to się goją w oczach niemal, choć ciężkie były.
Przywieziono z Krakowa osobliwy i zalecony bardzo balsam gojący, którego użycie przyczyniło się także do prędszego wyleczenia. Jedno tylko cięcie przez ramię, głębokie bardzo, jeszcze się całkiem nie zamknęło, ale rana coraz zmniejszała.
Bajbuza się niecierpliwił przy codziennem opatrywaniu, znajdując, że nigdy jeszcze tak się opieszale nie zabliźniały rany jak teraz. — Wieku to wina! — mówił wzdychając.
Sejm pod ten czas miał być zwołany na początek następnego roku do Warszawy, a rotmistrzowi stęsknionemu za ludźmi i za publicznemi sprawami, do których zawsze czuł pociąg, chciało się koniecznie na nim znajdować. Zapowiadał on się burzliwszym jeszcze niż poprzedzające z powodu małżeństwa królewskiego i buty szlacheckiej, która wyrosła znacznie w ostatnich czasach. Pomiędzy pospolitem rycerstwem a panami i senatorami, co dawniej się nigdy nie da-