Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Można sobie wystawić, jakim bodźcem dla rotmistrza był ten manifest de negligentia.
Zapisał w księdze: „Policzek od hetmana otrzymaliśmy, czy zasłużenie? nie wiem, a to wiem, że na gwałt ludzi zbieram i do pana Żółkiewskiego lub do hetmana ciągnę pod Samborz“.
Nie miał też czasu już Bajbuza dziennika utrzymywać i mało co notował. Widać tylko z późniejszych regestrzyków i zapisek, że pod Samborzem w istocie był, aby opłakiwać to, iż tatarzy łupieżce uszli bezkarnie; że chciał do Jazłowieckiego się udać potem, który myślał o wygnaniu z Krymu tatarów. Nie przyszło jednak do tego, a że naprędce wówczas wybierając się z Nadstyrza, Bajbuza i ludzi niedosyć wziął i wybór ich niedobry uczynił, powrócił więc nazad, aby tu ze Szczypiorem na następną wyprawę lepiej się przygotować.
Zimą więc przybrał dwór i okolica nową postać, bo się bardzo czynnie około sztyftowania nowego oddziału krzątano.
Nawet Rożek, który więcej językiem niż ręką czynnym był, przydał się dla dozoru ludzi.
We dworze sprowadzeni krawcy, rymarze, a nawet płatnerz jeden, szyli, kuli i majstrowali tak dobrze, iż z kuźni ogień się wziął, szopy spłonęły i ledwie konie wyratowano.
Rotmistrz jak tylko miał co do czynienia, natychmiast zdrowszym się czuł, weselszym